Taki mały przedsmak tego, co wydarzy się, kiedy skończę historię Diany i Fanniego :)
Mam nadzieję, że będziecie i że Wam się spodoba.
Stay tuned,
Z
Maya stanęła przed furtką i uważnie
przyjrzała się budynkowi stojącemu przed nią. Był niewielki i
trochę odrapany, ale dziewczyna uznała że trochę farby rozwiąże
problem. Czarna dachówka była w całkiem dobrym stanie, a okna mimo
że brudne, na pewno były niedawno wymieniane. Dom otaczał około
metrowy płotek z desek. Na podwórku leżało mnóstwo śniegu,
który skutecznie uniemożliwiał Mayi znalezienie ścieżki do domu,
czy choćby podjazdu dla samochodu.
-Mogło być gorzej – mruknęła do
siebie zrezygnowana i niepewnie popchnęła furtkę. Bramka
zaskrzypiała i otworzyła się z kierunku podwórka. Dziewczyna
wzięła głęboki oddech i ruszyła w kierunku drzwi wejściowych.
Odszukała w torbie pęk kluczy i metodą prób i błędów zaczęła
szukać odpowiedniego.
W końcu znalazła ten pasujący do
zamka i weszła do środka. W domu panował półmrok, bo wszystkie
rolety były zasłonięte, a jedyne światło dostawało się przez
drzwi, których Maya nie zamknęła za sobą wchodząc. Dziewczyna
znalazła włącznik światła i po chwili okazało się, że stała
w kuchni. Meble były całkiem nowe i zadbane, co Maya przyjęła z
ulgą, bo obawiała się że będzie musiała się solidnie
wykosztować na remont. Płytki na podłodze nie miały ani jednej
ryski. Przeszła do salonu, który okazał się równie zadbany co...
pusty.
Dziewczyna podniosła rolety, a chwilę
później otworzyła drzwi na niewielki taras. Płytki w dobrym
stanie – kolejny wydatek z głowy. Z ciekawością przeszła na
klatkę schodową, gdzie wąskimi schodkami weszła na piętro.
Zajrzała do pierwszego pomieszczenia, którym okazała się być
łazienka. Nie było ani lustra, ani pralki, ani... umywalki?
Kolejnym pokojem była duża
sypialnia, z trzyczęściowym wykuszem okiennym, wzdłuż którego
ustawione były drewniane ławy do siedzenia. Pod ścianą leżał
dwuosobowy materac, ale Maya dla bezpieczeństwa i higieny
postanowiła mimo wszystko go wymienić. Na drugiej ścianie
znajdowały się wąskie drzwi do garderoby, w której dziewczyna
znalazła białe półki i wieszaki.
-Trochę mleczka do szorowania i może
nawet powieszę tu swoje rzeczy – mruknęła, ale chwile później
uderzyła otwartą dłonią w czoło. - Ja pierdolę, zaczynam gadać
do siebie.
Jednym ruchem zatrzasnęła za sobą
drzwi i ruszyła do samochodu, po wszystkie rzeczy które udało jej
się uratować z życia, o którym chciała jak najszybciej
zapomnieć.
Richard Freitag nie lubił zimy.
Oczywiście, zima dawała mu pracę, ale tylko dlatego ją tolerował
i tylko to powstrzymywało go przed wyprowadzką do ciepłych krajów.
Poza tym śnieżna pora roku wzbudzała w brunecie tylko i wyłącznie
negatywne odczucia. Taka podróż na przykład? O ile jest dłuższa
przez to, że ślisko, że niebezpiecznie, że trzeba wolniej jechać
żeby się nie zabić? Albo wychodzenie z domu? Latem to prościzna!
Zakładasz buty i już cię nie ma! A zimą? Buty, sweter, kurtka,
szalik, czapka, a na deser jeszcze rękawiczki. Już nie wspominając
w ogóle o czekaniu zimą na swój skok, kiedy to Walter Wszechmocny
po konsultacji z Tepesem Władcą Wiatru postanawiają na chwilę
wstrzymać konkurs. Oni stoją w kurtkach, a skoczkowie jak te
sieroty ostatnie marzną przebierając nogami jakby im się siku
chciało.
-A ty czemu nic nie mówisz? - głos
Severina wyrwał Richarda z marzeń o wbijaniu sopli lodu w serce
Hofera.
-Zamyśliłem się.
-To akurat widzę – prychnął
blondyn. - Zakochałeś się czy jak?
-Ta – mruknął Freitag. - Widziałeś
kiedyś ładną Niemkę? Bez urazy dla twojej Caren oczywiście. -
zreflektował się po chwili. - Widocznie jest wyjątkiem
potwierdzającym regułę.
-A ty z Niemką musisz się wiązać?
- uśmiechnął się Severin. - Mało jeździsz po świecie? Znajdź
sobie... No nie wiem. Jakąś Słowenkę? Polkę? Norweżkę? Te
trzy nacje chyba najlepsze, bo Austriaczek bym nie polecał.
Richard nic nie odpowiedział, tylko
wlepił wzrok w okno. Wjeżdżali akurat do miejscowości w której
mieszkał, co nawet bez tablicy informacyjnej dałoby się zauważyć,
bo wszędzie wisiały plakaty z jego podobizną z racji tego, że za
miesiąc miał wyjechać z kadrą na Olimpiadę. Skręcili w ulicę
przy której stał dom Freitaga.
-Masz nowych sąsiadów? -
zainteresował się Freund, widząc czerwonego citroena stojącego
przy posesji obok.
-A ja wiem? – wzruszył ramionami
Richard uważnie obserwując auto. Chwilę później z domu, przed
którym stało wyszła niska dziewczyna, na oko
dwudziestokilkuletnia. Naciągnęła na dłonie rękawy od bluzy i
truchtem dobiegła do samochodu. Wyciągnęła z bagażnika karton i
równie szybko jak się pojawiła, tak zniknęła za drzwiami domu.
Severin zatrzymał się przed domem
kolegi i wysiadł, żeby pomóc mu wyciągnąć bagaże. Mieli już
dwie walizki na chodniku i zabierali się za wyciąganie nart, kiedy
dziewczyna znowu się pojawiła.
-Może być do niej zagadał? -
zaproponował cicho Freund.
-Przecież pewnie jest Niemką –
mruknął Freitag. Blondyn spojrzał na niego oniemiały.
-Jaki problem że jest Niemką, skoro
jest najzwyczajniej w świecie ładna? - spytał, zastanawiając się
czy Richard nie ma jakiegoś problemu z głową, o którym nie chce
mu powiedzieć.
-Czy taka ładna... - burknął brunet
spoglądając przez ramię na dom dziewczyny. Stała na werandzie i
trzymając w rękach karton opisany 'Książki' przyglądała się
ich poczynaniom. Kiedy zauważyła, że jest obserwowana szybko
odwróciła się na pięcie i zniknęła w głębi domu. Po chwili
jednak pojawiła się znowu i pomaszerowała do samochodu. Severin
popchnął Freitaga w jej stronę, co ten skwitował ostrym
spojrzenie, ale podszedł kilka kroków w kierunku dziewczyny.
-Cześć. Jestem Richard. - wybąkał
cicho brunet ściągając na siebie wzrok Mayi. - Będziemy
sąsiadami.
Dziewczyna przyjrzała mu się ze
znudzeniem.
-I'm sorry. - mruknęła po angielsku
wymuszając na twarzy przepraszającą minę. - I don't speak German
very well.
Następnie zabrała z bagażnika
walizkę i potruchtała speszona do domu. Richard spojrzał na
Severina, który za jego plecami walczył ze sobą, żeby się nie
roześmiać.
-Powiedziałbym, że jesteście siebie
warci – rzucił pogodnie. - Tak samo rozmowni i chętni do
kontaktów.
Freitag nie skomentował, tylko skupił
się na jednym marzeniu: żeby ten dzień się wreszcie skończył.
Tylko tego jeszcze brakowało. Ledwo
się sprowadziła, a już jakiś pajac zagaja. Czy nie zasługiwała
na choć odrobinę spokoju? Przyjechała tu, żeby odciąć się od
wszystkiego i wszystkich, ale nie!
-Choć może jest miły? - zastanowiła
się na głos. - Na litość boską, znowu gadam do siebie!
Przeszła do salonu, żeby skręcić
mały stolik, który kupiła jadąc w te strony.
-Chryste Panie! - krzyknęła
spoglądając za okno.
Na tarasie, pod jej wejściem siedział
golden retriver i machając wesoło ogonem skrobał framugę od
drzwi, pokazując że chce wejść. Maya podeszła niepewnie i powoli
nacisnęła klamkę. Po chwili pies wesoło wbiegł do salonu,
okrążył ją kilka razy i wybiegł na ogród. Dziewczyna sięgnęła
pierwsze z brzegu buty i ruszyła za nim. Siedział za ścianą i na
nią czekał. Kiedy ją zobaczył znowu ruszył przed siebie
prowadząc ją na przód domu.
-Czekaj! - krzyknęła Maya zaczynając
biec. Pies przysiadł na jej werandzie. - Skąd ty się wziąłeś,
hm? - spytała podchodząc do niego. Przejechała mu dłonią po
szyi, żeby sprawdzić czy wśród gęstych, długich włosów kryje
się obroża. - Masz jakiegoś pana?
-A mówiłaś, że nie mówisz po
niemiecku – usłyszała za sobą męski głos. Odwróciła się i
zobaczyła chłopaka, który chwilę wcześniej przedstawił jej się
jako Richard. Stał przed dzielącym ich ogrody płotkiem i ze
skrzyżowanymi na piersiach rękoma uważnie się jej przyglądał.
-Może być tak, że kłamałam –
odparła dziewczyna uśmiechając się sztucznie. - To twój pies?
-Może być tak, że mój, a może być
tak, że nie mój – odpowiedział jej brunet robiąc identyczną
minę. - Co jeśli jest mój?
-Zabierzesz go stąd.
-A jeśli nie jest mój?
-To ci go sprezentuję, na przywitanie
– rzuciła jadowicie miłym głosem.
-Takie z ciebie ziółko? - uśmiechnął
się kpiąco Freitag.
-Nawet nie wiesz jakie – mruknęła.
- Zabierz go.
-Chodź Teddy! - krzyknął Richard, a
zaraz potem zagwizdał. Pies z radością zerwał się z werandy i
pobiegł gdzieś za dom, by po chwili pojawić się u boku swego
pana.
-Tylko mi nie mów, że mamy jakąś
furtkę między naszymi ogrodami – jęknęła żałośnie
dziewczyna.
-Nie, mój pies dla relaksu skacze
przez metrowe ogrodzenia – zironizował brunet.
-Ok, zrozumiałam – burknęła w
odpowiedzi Maya. - Da się ją zamknąć?
-Da. Ale nie mamy klucza, więc jak
Teddy na nią skoczy, to znowu ją otworzy. Jesteś na mnie skazana.
-Jest! - dziewczyna wyrzuciła ręce w
górę w geście zwycięstwa. - To było właśnie to o czym marzyłam
jadąc tu! Pozwolisz, że pójdę celebrować chwilę w samotności?
Odwróciła się na pięcie i ruszyła
w kierunku drzwi wejściowych.
-Ej, Złośnico! - krzyknął na nią
brunet. Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na chłopaka
wyczekująco. - Powiesz mi chociaż jak się nazywasz?
-Maya.
-Maya... I co dalej?
-Po prostu Maya.