niedziela, 12 lipca 2015

1. Kiedy ona coś ukrywa.

Co jeśli musisz wystąpić przeciwko temu, którego kochasz?

     Richard Freitag nie mógł tej nocy zasnąć. Myśli zaprzątała mu niska brunetka, którą poznał kilka godzin wcześniej. Gdzieś już tę Mayę widział, tego był absolutnie pewien. Ale gdzie? Na zawodach? Raczej nie. Sprawiała wrażenie jakby przebyła kawał drogi, więc wykluczył też, że kiedykolwiek mieszkali niedaleko siebie. Więc skąd ją znał?
     Przewrócił się na łóżku na drugi bok.
     -Teddy, daj spokój! - krzyknął na dół próbując uspokoić piszczącego psa.
     Po chwili do chłopaka dotarło, że jego towarzysz chce wyjść na dwór i żadne prośby tu nie pomogą. Założył więc kapcie i noga za nogą zszedł na parter. Teddy machając wesoło ogonem skakał dookoła drzwi wejściowych wyraźnie dając do zrozumienia, że musi odwiedzić ogródek i jest to sprawa absolutnie niecierpiąca zwłoki.
     -Ciężko się z tobą ostatnio dogadać – mruknął do psa Richi i uprzednio odkluczając dwa zamki wypuścił Teddy'ego na ciemny ogród. Ten chwile biegał przed drzwiami wejściowymi, by chwile potem ruszyć na tyły domu.
     -Teddy! - krzyknął za nim Freitag. - Ja pierdziele z tym psem! Teddy, wracaj!
     Ale pies był już po drugiej stronie płotku i z właściwym sobie entuzjazmem drapał w drzwi wejściowe domu obok.
     -Teddy, do cholery! - krzyknął Richard i szybko wciągnął buty. Ruszył w kierunku ogrodzenia, które jednym susem przeskoczył.
     Ledwo znał swoją nową sąsiadkę, ale wiedział że szczęśliwa nie będzie. A wbrew temu co powiedział Severinowi, całkiem mu się spodobała, więc nie chciał wszystkiego zepsuć wybrykiem pierwszej nocy.
     Niestety, jak to ze szczęściem Freitaga bywa – było już za późno.
     Drzwi nieznacznie się otworzyły, a zadowolony z siebie Teddy wbiegł do środka.
     -To dość dziwna pora na odwiedziny – mruknęła Maya, próbując stłumić ziewnięcie.
     -Przepraszam cię – próbował się wytłumaczyć Richard – ale myślałem, że po prostu musi załatwić swoje sprawy! Nie sądziłem, że poleci do ciebie!
     -Porozmawiamy o tym jutro, ok? - zaproponowała dziewczyna. - Jest druga w nocy, ledwo utrzymuje otwarte oczy, a ty stoisz w samych bokserkach na mrozie.
     Freitag spojrzał w dół na siebie. Rzeczywiście, pod wpływem wizji bycia zamordowanym przez Mayę nawet nie zwrócił uwagi na to w czym wybiega na dwór. Dopiero w tym momencie zaczęło do niego docierać jak bardzo jest mu zimno.
     -Masz rację – mruknął niepewnie.
     -Dobranoc – brunetka uśmiechnęła się delikatnie i zaczęła zamykać drzwi.
     -A Teddy?
     -Niech zostanie – wzruszyła ramionami dziewczyna. - Chyba, że chcesz do mnie wpaść jeszcze za dwie godziny i za kolejne dwie?
     Nie miałby nic przeciwko. Ale przecież nie wypadało tego powiedzieć.
     -W takim razie do zobaczenia rano – rzucił i zaczął schodzić z werandy przed domem brunetki.
     -Paaaa – mruknęła dziewczyna jednocześnie ziewając i zamknęła drzwi.
     Nie tego się spodziewał. Wyobrażał sobie raczej walkę na szpady i szyderstwa, nakaz zabrania psa i soczysty komentarz na do widzenia. Tymczasem ona była miła. Cóż za zmiana.


     -... więc wpadnę po ciebie jutro koło trzynastej... Nie! Czternastej!
     Richard odłożył telefon na blat w kuchni i włączył w telefonie głośnik. Severinowy potok słów potrafił zmęczyć nawet najbardziej wytrwałego zawodnika. W tym momencie gadał już ponad dwadzieścia minut, a mniej więcej co półtorej zmieniał zdanie co do wszystkiego co powiedział wcześniej.
     -Słuchasz mnie? - upewnił się Freund.
     -Tak – mruknął Freitag przewracając oczami. - Będziesz o czternastej. To nawet lepiej.
     -Lepiej? - zdziwił się Severin. - A to dlaczego?
     -Tak jakoś.
     -Richardzie Freitag! Ukrywasz coś! - wykrzyknął przez telefon blondyn. - To ma coś wspólnego z twoją nową sąsiadką?!
     Oszalał? Dlaczego Sev zawsze musiał się doszukiwać drugiego dna we wszystkim co usłyszał? Wyjazd godzinę później oznaczał godzinę mniej nudy w hotelu, jako że na jutrzejszy wieczór nie mieli zaplanowanych żadnych zajęć. Oczywiście, mogli by pójść do klubu, ale na to Richard nie miał specjalnej ochoty.
     -Moją sąsiadkę to będę musiał iść dzisiaj przeprosić – poinformował niechętnie Freitag.
     -Ja pierdole. Co już odwaliłeś?!
     -Nie ja! Teddy!
     -Teddy? - zdziwił się Freund. - Nie ogarniam.
     A to ci niespodzianka.
     -Teddy w nocy zaczął szaleć, więc myślałem, że chce siku czy coś – zaczął swoją opowieść Richard. - Wypuściłem go na dwór, a ten pierwsze co to dzida do domu Mayki.
     -Wkurzyła się?
     -O dziwo nie. Ale i tak uważam, że powinienem przeprosić. Jakby nie było musiała przenocować tego szaleńca.
     -Teddy u niej spał?! - wrzasnął Sev.
     -No mówię przecież – westchnął Freitag.
     -Twój pies zaliczył nockę u tej panny wcześniej niż ty – zarechotał blondyn.
     Richard zacisnął mocniej zęby.
     -Coś jeszcze?
     -Nie, nie – śmiał się dalej Freund. - Kup jakieś wino i idź do niej. Może i tobie się poszczęści!
     -Kretyn – mruknął Richard i wcisnął czerwoną słuchawkę cały czas słysząc rechot kumpla.


     Mieszkała w stanie surowym, ale wrodzone lenistwo nie pozwalało jej na ruszenie tyłka z kanapy i poskręcanie kolejnych mebli. Była kanapa, był stolik, był telewizor. Aktualnie nie potrzebowała niczego więcej. Wczoraj próbowała rozpakować chociaż kilka kartonów, które rano przywiozła ekipa od przeprowadzek, ale natrafiła na paczkę z pucharami i medalami i momentalnie uleciała z niej cała energia. Jednym ruchem nogi wsunęła karton do skrytki pod schodami i szybko zajęła się czym innym.
     Ale wizja tego kartonu wracała. Bo z nią wracało mnóstwo wspomnień. Teoretycznie puchary oznaczają zwycięstwa, czyli szczęśliwe wspomnienia. Ale Maya zamiast wygranej pamiętała niesamowite poświęcenie, jakim musiała okupić to zwycięstwo. Wszystkie gorzkie słowa, które usłyszała, każde szyderstwo które musiała przyjąć, aż w końcu sytuację, którą zajęła się policja, a ona sama dla bezpieczeństwa została zmuszona do powrotu do kraju.
     Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek do drzwi. Weszła do przedpokoju niepewnie, ale wtedy przez szybę wokół drzwi zauważyła wysportowaną sylwetkę dość wysokiego chłopaka i odetchnęła z ulgą.
     -Tym razem ubrany – udała zawiedzioną, kiedy otworzyła drzwi.
     Richard uśmiechnął się łobuzersko.
     -Za to z winem! - poinformował unosząc lekko rękę, w której trzymał butelkę.
     -Przekonałeś mnie – prychnęła i otworzyła szerzej drzwi umożliwiając chłopakowi wejście do środka. - Usiądź sobie – wskazała na kanapę w salonie.
     -Widzę, że postawiłaś na minimalizm – zironizował Freitag rozglądając się dookoła.
     -Arrasy na ściany dopiero wczoraj zamówiłam, będą w przyszłym tygodniu – odkrzyknęła z kuchni. - Ej, nie mam kieliszków! To znaczy mam, ale nie wiem gdzie!
     -Prawdziwa Niemka – zaśmiał się Richard, kiedy Maya kilka sekund później wkroczyła do salonu z dwoma wysokimi kuflami.
     -Możesz wyciągnąć człowieka z Bawarii, ale nie Bawarię z człowieka – uśmiechnęła się lekko dziewczyna i zaczęła rozlewać wino.
     -Jesteś stąd? - zdziwił się chłopak.
     Kiwnęła potakująco głową i wzięła łyka wina.
     -I cały czas tu mieszkałaś?
     -Nie – mruknęła niepewnie. - Kilka lat mieszkałam w Anglii. Studiowałam – rzuciła na koniec chcąc uciąć rozmowę na ten temat.
     Richard spojrzał na dziewczynę podejrzliwie, ale ona nieobecnym i smutnym wzrokiem wpatrywała się w ciesz w swoim kuflu. Po chwili podniosła naczynie, wzięła potężnego łyka, a zaraz potem przeniosła wzrok na bruneta.
     -A ty? Studiujesz?
     -Chciałem – wzruszył ramionami chłopak – ale trochę nie mam na to czasu.
     -Sportowiec – prychnęła Maya.
     -To nie było zbyt miłe – zauważył Richi.
     -Życie nie jest miłe – uśmiechnęła się smutno dziewczyna.
     -Dlaczego masz takie złe zdanie o sportowcach?
     Maya znowu podniosła kufel i wzięła kolejny, spory łyk. Przez dłuższą chwilę milczała, zastanawiając się czy powiedzieć mu prawdę. Nie całą oczywiście, ale chociaż część. Czy przyznać się do tego jakim wrakiem człowieka była i czy pogrążyć się jeszcze bardziej dodając, że sama jest sobie w głównej mierze winna.
     -Bo sama kiedyś jednym byłam – oznajmiła w końcu wpatrując się twardym wzrokiem w oczy Richarda. - I wiem, że przychodzi czas kiedy wydaje się, że masz cały świat u stóp. Liczy się tylko kolejny medal, kolejna wygrana. Nie zwracasz uwagi na to ile trenujesz, nie zwracasz uwagi jak cię traktuje twój zespół, nie zwracasz uwagi czy cię szanują – po policzkach dziewczyny popłynęły łzy, a po jej zaczerwienionej twarzy było widać, że zaczął przez nią przemawiać alkohol. - A potem budzisz się pewnego ranka i okazuje się, że spadłeś na samo dno. I twoja samoocena jest równa zeru, twoje ciało jest wykończone, a twoja psychika rozbita na tysiące kawałków.
     Freitag przez cały monolog przypatrywał się jej z lekko otwartymi ustami. Nie spodziewał się takiego zachowania i takich wyznać po ich nocnej rozmowie. Mało tego! Nie spodziewał się tego po tym jak żartowali tuż po jego wejściu do domu.
     Wszystko wskazywało na to, że poruszył delikatny temat. Był jednak strasznie zdziwiony, że Maya, która sprawiała wrażenie bardzo silnej dziewczyny, postanowiła mu to wszystko powiedzieć i okazać słabość.
     -Jest coś, co chciałabyś mi opowiedzieć? - spytał po chwili cicho.
     -Pewnie, że jest – wzruszyła ramionami i znowu wzięła łyka wina. - Nie robiłabym przecież z siebie idiotki na darmo. Ale nie jestem jeszcze gotowa, żeby z kimkolwiek o tym rozmawiać.
     Oparła głowę o ścianę i zamknęła oczy.
     -Może chcesz pójść spać? - zaproponował Richard.
     -Poprosiłabym – mruknęła dziewczyna wyciągając ręce w jego stronę, dając do zrozumienia żeby ją zaniósł.
     Chłopak pokręcił z rozbawieniem głową i bez trudu ją podniósł. Była lekka. Za lekka. Doskonale wiedział, że ma niedowagę, bo wiedział ile siły potrzebuje żeby podnieść swoją siostrę, która balansowała na granica prawidłowej wagi, a niedowagi. Selina była zauważalnie cięższa.
     '… twoje ciało jest wykończone...'. Nie wróciła ze studiów. Wróciła bo upadła, albo uciekła. Doskonale było to widać bo jej ciele i po jej psychice. W ciągu półtorej minuty z radosnej dziewczyny zamieniła się w kłębek nerwów. Nawet się nie pokłócili! On po prostu zaczął temat sportu...
     Odłożył Mayę na łóżko i przykrył kocem. Przez chwilę stał i patrzył na nią z mieszaniną troski i smutku w oczach. W końcu wyłączył światło i wyszedł na korytarz przymykając za sobą drzwi. Zbiegł po schodkach na dół i w przedpokoju znalazł klucze. Otworzył drzwi wejściowe i spotkał się w nich z Teddy'm.
     -Pilnuj jej – mruknął do psa wpuszczając go do środka. Zakluczył oba zamki i ruszył do swojego domu pakować się na zawody. Na zawody, na które właśnie stracił jakąkolwiek ochotę.



Do zoba po (na?) LGP! <3
Z.

środa, 11 marca 2015

Prolog

Taki mały przedsmak tego, co wydarzy się, kiedy skończę historię Diany i Fanniego :)
Mam nadzieję, że będziecie i że Wam się spodoba.
Stay tuned,
Z

     Maya stanęła przed furtką i uważnie przyjrzała się budynkowi stojącemu przed nią. Był niewielki i trochę odrapany, ale dziewczyna uznała że trochę farby rozwiąże problem. Czarna dachówka była w całkiem dobrym stanie, a okna mimo że brudne, na pewno były niedawno wymieniane. Dom otaczał około metrowy płotek z desek. Na podwórku leżało mnóstwo śniegu, który skutecznie uniemożliwiał Mayi znalezienie ścieżki do domu, czy choćby podjazdu dla samochodu.
     -Mogło być gorzej – mruknęła do siebie zrezygnowana i niepewnie popchnęła furtkę. Bramka zaskrzypiała i otworzyła się z kierunku podwórka. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i ruszyła w kierunku drzwi wejściowych. Odszukała w torbie pęk kluczy i metodą prób i błędów zaczęła szukać odpowiedniego.
     W końcu znalazła ten pasujący do zamka i weszła do środka. W domu panował półmrok, bo wszystkie rolety były zasłonięte, a jedyne światło dostawało się przez drzwi, których Maya nie zamknęła za sobą wchodząc. Dziewczyna znalazła włącznik światła i po chwili okazało się, że stała w kuchni. Meble były całkiem nowe i zadbane, co Maya przyjęła z ulgą, bo obawiała się że będzie musiała się solidnie wykosztować na remont. Płytki na podłodze nie miały ani jednej ryski. Przeszła do salonu, który okazał się równie zadbany co... pusty.
     Dziewczyna podniosła rolety, a chwilę później otworzyła drzwi na niewielki taras. Płytki w dobrym stanie – kolejny wydatek z głowy. Z ciekawością przeszła na klatkę schodową, gdzie wąskimi schodkami weszła na piętro. Zajrzała do pierwszego pomieszczenia, którym okazała się być łazienka. Nie było ani lustra, ani pralki, ani... umywalki?
     Kolejnym pokojem była duża sypialnia, z trzyczęściowym wykuszem okiennym, wzdłuż którego ustawione były drewniane ławy do siedzenia. Pod ścianą leżał dwuosobowy materac, ale Maya dla bezpieczeństwa i higieny postanowiła mimo wszystko go wymienić. Na drugiej ścianie znajdowały się wąskie drzwi do garderoby, w której dziewczyna znalazła białe półki i wieszaki.
     -Trochę mleczka do szorowania i może nawet powieszę tu swoje rzeczy – mruknęła, ale chwile później uderzyła otwartą dłonią w czoło. - Ja pierdolę, zaczynam gadać do siebie.
Jednym ruchem zatrzasnęła za sobą drzwi i ruszyła do samochodu, po wszystkie rzeczy które udało jej się uratować z życia, o którym chciała jak najszybciej zapomnieć.


     Richard Freitag nie lubił zimy. Oczywiście, zima dawała mu pracę, ale tylko dlatego ją tolerował i tylko to powstrzymywało go przed wyprowadzką do ciepłych krajów. Poza tym śnieżna pora roku wzbudzała w brunecie tylko i wyłącznie negatywne odczucia. Taka podróż na przykład? O ile jest dłuższa przez to, że ślisko, że niebezpiecznie, że trzeba wolniej jechać żeby się nie zabić? Albo wychodzenie z domu? Latem to prościzna! Zakładasz buty i już cię nie ma! A zimą? Buty, sweter, kurtka, szalik, czapka, a na deser jeszcze rękawiczki. Już nie wspominając w ogóle o czekaniu zimą na swój skok, kiedy to Walter Wszechmocny po konsultacji z Tepesem Władcą Wiatru postanawiają na chwilę wstrzymać konkurs. Oni stoją w kurtkach, a skoczkowie jak te sieroty ostatnie marzną przebierając nogami jakby im się siku chciało.
     -A ty czemu nic nie mówisz? - głos Severina wyrwał Richarda z marzeń o wbijaniu sopli lodu w serce Hofera.
     -Zamyśliłem się.
     -To akurat widzę – prychnął blondyn. - Zakochałeś się czy jak?
     -Ta – mruknął Freitag. - Widziałeś kiedyś ładną Niemkę? Bez urazy dla twojej Caren oczywiście. - zreflektował się po chwili. - Widocznie jest wyjątkiem potwierdzającym regułę.
     -A ty z Niemką musisz się wiązać? - uśmiechnął się Severin. - Mało jeździsz po świecie? Znajdź sobie... No nie wiem. Jakąś Słowenkę? Polkę? Norweżkę? Te trzy nacje chyba najlepsze, bo Austriaczek bym nie polecał.
      Richard nic nie odpowiedział, tylko wlepił wzrok w okno. Wjeżdżali akurat do miejscowości w której mieszkał, co nawet bez tablicy informacyjnej dałoby się zauważyć, bo wszędzie wisiały plakaty z jego podobizną z racji tego, że za miesiąc miał wyjechać z kadrą na Olimpiadę. Skręcili w ulicę przy której stał dom Freitaga.
     -Masz nowych sąsiadów? - zainteresował się Freund, widząc czerwonego citroena stojącego przy posesji obok.
     -A ja wiem? – wzruszył ramionami Richard uważnie obserwując auto. Chwilę później z domu, przed którym stało wyszła niska dziewczyna, na oko dwudziestokilkuletnia. Naciągnęła na dłonie rękawy od bluzy i truchtem dobiegła do samochodu. Wyciągnęła z bagażnika karton i równie szybko jak się pojawiła, tak zniknęła za drzwiami domu.
      Severin zatrzymał się przed domem kolegi i wysiadł, żeby pomóc mu wyciągnąć bagaże. Mieli już dwie walizki na chodniku i zabierali się za wyciąganie nart, kiedy dziewczyna znowu się pojawiła.
     -Może być do niej zagadał? - zaproponował cicho Freund.
     -Przecież pewnie jest Niemką – mruknął Freitag. Blondyn spojrzał na niego oniemiały.
     -Jaki problem że jest Niemką, skoro jest najzwyczajniej w świecie ładna? - spytał, zastanawiając się czy Richard nie ma jakiegoś problemu z głową, o którym nie chce mu powiedzieć.
     -Czy taka ładna... - burknął brunet spoglądając przez ramię na dom dziewczyny. Stała na werandzie i trzymając w rękach karton opisany 'Książki' przyglądała się ich poczynaniom. Kiedy zauważyła, że jest obserwowana szybko odwróciła się na pięcie i zniknęła w głębi domu. Po chwili jednak pojawiła się znowu i pomaszerowała do samochodu. Severin popchnął Freitaga w jej stronę, co ten skwitował ostrym spojrzenie, ale podszedł kilka kroków w kierunku dziewczyny.
     -Cześć. Jestem Richard. - wybąkał cicho brunet ściągając na siebie wzrok Mayi. - Będziemy sąsiadami.
     Dziewczyna przyjrzała mu się ze znudzeniem.
     -I'm sorry. - mruknęła po angielsku wymuszając na twarzy przepraszającą minę. - I don't speak German very well.
     Następnie zabrała z bagażnika walizkę i potruchtała speszona do domu. Richard spojrzał na Severina, który za jego plecami walczył ze sobą, żeby się nie roześmiać.
     -Powiedziałbym, że jesteście siebie warci – rzucił pogodnie. - Tak samo rozmowni i chętni do kontaktów.
     Freitag nie skomentował, tylko skupił się na jednym marzeniu: żeby ten dzień się wreszcie skończył.

     Tylko tego jeszcze brakowało. Ledwo się sprowadziła, a już jakiś pajac zagaja. Czy nie zasługiwała na choć odrobinę spokoju? Przyjechała tu, żeby odciąć się od wszystkiego i wszystkich, ale nie!
     -Choć może jest miły? - zastanowiła się na głos. - Na litość boską, znowu gadam do siebie!
     Przeszła do salonu, żeby skręcić mały stolik, który kupiła jadąc w te strony.
     -Chryste Panie! - krzyknęła spoglądając za okno.
     Na tarasie, pod jej wejściem siedział golden retriver i machając wesoło ogonem skrobał framugę od drzwi, pokazując że chce wejść. Maya podeszła niepewnie i powoli nacisnęła klamkę. Po chwili pies wesoło wbiegł do salonu, okrążył ją kilka razy i wybiegł na ogród. Dziewczyna sięgnęła pierwsze z brzegu buty i ruszyła za nim. Siedział za ścianą i na nią czekał. Kiedy ją zobaczył znowu ruszył przed siebie prowadząc ją na przód domu.
     -Czekaj! - krzyknęła Maya zaczynając biec. Pies przysiadł na jej werandzie. - Skąd ty się wziąłeś, hm? - spytała podchodząc do niego. Przejechała mu dłonią po szyi, żeby sprawdzić czy wśród gęstych, długich włosów kryje się obroża. - Masz jakiegoś pana?
     -A mówiłaś, że nie mówisz po niemiecku – usłyszała za sobą męski głos. Odwróciła się i zobaczyła chłopaka, który chwilę wcześniej przedstawił jej się jako Richard. Stał przed dzielącym ich ogrody płotkiem i ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma uważnie się jej przyglądał.
     -Może być tak, że kłamałam – odparła dziewczyna uśmiechając się sztucznie. - To twój pies?
     -Może być tak, że mój, a może być tak, że nie mój – odpowiedział jej brunet robiąc identyczną minę. - Co jeśli jest mój?
     -Zabierzesz go stąd.
     -A jeśli nie jest mój?
     -To ci go sprezentuję, na przywitanie – rzuciła jadowicie miłym głosem.
     -Takie z ciebie ziółko? - uśmiechnął się kpiąco Freitag.
     -Nawet nie wiesz jakie – mruknęła. - Zabierz go.
     -Chodź Teddy! - krzyknął Richard, a zaraz potem zagwizdał. Pies z radością zerwał się z werandy i pobiegł gdzieś za dom, by po chwili pojawić się u boku swego pana.
     -Tylko mi nie mów, że mamy jakąś furtkę między naszymi ogrodami – jęknęła żałośnie dziewczyna.
     -Nie, mój pies dla relaksu skacze przez metrowe ogrodzenia – zironizował brunet.
     -Ok, zrozumiałam – burknęła w odpowiedzi Maya. - Da się ją zamknąć?
     -Da. Ale nie mamy klucza, więc jak Teddy na nią skoczy, to znowu ją otworzy. Jesteś na mnie skazana.
     -Jest! - dziewczyna wyrzuciła ręce w górę w geście zwycięstwa. - To było właśnie to o czym marzyłam jadąc tu! Pozwolisz, że pójdę celebrować chwilę w samotności?
     Odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku drzwi wejściowych.
     -Ej, Złośnico! - krzyknął na nią brunet. Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na chłopaka wyczekująco. - Powiesz mi chociaż jak się nazywasz?
     -Maya.
     -Maya... I co dalej?
     -Po prostu Maya.