Co jeśli musisz wystąpić
przeciwko temu, którego kochasz?
Richard Freitag nie mógł
tej nocy zasnąć. Myśli zaprzątała mu niska brunetka, którą
poznał kilka godzin wcześniej. Gdzieś już tę Mayę widział,
tego był absolutnie pewien. Ale gdzie? Na zawodach? Raczej nie.
Sprawiała wrażenie jakby przebyła kawał drogi, więc wykluczył
też, że kiedykolwiek mieszkali niedaleko siebie. Więc skąd ją
znał?
Przewrócił się na łóżku
na drugi bok.
-Teddy, daj spokój! -
krzyknął na dół próbując uspokoić piszczącego psa.
Po chwili do chłopaka
dotarło, że jego towarzysz chce wyjść na dwór i żadne prośby
tu nie pomogą. Założył więc kapcie i noga za nogą zszedł na
parter. Teddy machając wesoło ogonem skakał dookoła drzwi
wejściowych wyraźnie dając do zrozumienia, że musi odwiedzić
ogródek i jest to sprawa absolutnie niecierpiąca zwłoki.
-Ciężko się z tobą
ostatnio dogadać – mruknął do psa Richi i uprzednio odkluczając
dwa zamki wypuścił Teddy'ego na ciemny ogród. Ten chwile biegał
przed drzwiami wejściowymi, by chwile potem ruszyć na tyły domu.
-Teddy! - krzyknął za nim
Freitag. - Ja pierdziele z tym psem! Teddy, wracaj!
Ale pies był już po
drugiej stronie płotku i z właściwym sobie entuzjazmem drapał w
drzwi wejściowe domu obok.
-Teddy, do cholery! -
krzyknął Richard i szybko wciągnął buty. Ruszył w kierunku
ogrodzenia, które jednym susem przeskoczył.
Ledwo znał swoją nową
sąsiadkę, ale wiedział że szczęśliwa nie będzie. A wbrew temu
co powiedział Severinowi, całkiem mu się spodobała, więc nie
chciał wszystkiego zepsuć wybrykiem pierwszej nocy.
Niestety, jak to ze
szczęściem Freitaga bywa – było już za późno.
Drzwi nieznacznie się
otworzyły, a zadowolony z siebie Teddy wbiegł do środka.
-To dość dziwna pora na
odwiedziny – mruknęła Maya, próbując stłumić ziewnięcie.
-Przepraszam cię –
próbował się wytłumaczyć Richard – ale myślałem, że po
prostu musi załatwić swoje sprawy! Nie sądziłem, że poleci do
ciebie!
-Porozmawiamy o tym jutro,
ok? - zaproponowała dziewczyna. - Jest druga w nocy, ledwo utrzymuje
otwarte oczy, a ty stoisz w samych bokserkach na mrozie.
Freitag spojrzał w dół na
siebie. Rzeczywiście, pod wpływem wizji bycia zamordowanym przez
Mayę nawet nie zwrócił uwagi na to w czym wybiega na dwór.
Dopiero w tym momencie zaczęło do niego docierać jak bardzo jest
mu zimno.
-Masz rację – mruknął
niepewnie.
-Dobranoc – brunetka
uśmiechnęła się delikatnie i zaczęła zamykać drzwi.
-A Teddy?
-Niech zostanie –
wzruszyła ramionami dziewczyna. - Chyba, że chcesz do mnie wpaść
jeszcze za dwie godziny i za kolejne dwie?
Nie miałby nic przeciwko.
Ale przecież nie wypadało tego powiedzieć.
-W takim razie do zobaczenia
rano – rzucił i zaczął schodzić z werandy przed domem brunetki.
-Paaaa – mruknęła
dziewczyna jednocześnie ziewając i zamknęła drzwi.
Nie tego się spodziewał.
Wyobrażał sobie raczej walkę na szpady i szyderstwa, nakaz
zabrania psa i soczysty komentarz na do widzenia. Tymczasem ona była
miła. Cóż za zmiana.
-... więc wpadnę po ciebie
jutro koło trzynastej... Nie! Czternastej!
Richard odłożył telefon
na blat w kuchni i włączył w telefonie głośnik. Severinowy potok
słów potrafił zmęczyć nawet najbardziej wytrwałego zawodnika. W
tym momencie gadał już ponad dwadzieścia minut, a mniej więcej co
półtorej zmieniał zdanie co do wszystkiego co powiedział
wcześniej.
-Słuchasz mnie? - upewnił
się Freund.
-Tak – mruknął Freitag
przewracając oczami. - Będziesz o czternastej. To nawet lepiej.
-Lepiej? - zdziwił się
Severin. - A to dlaczego?
-Tak jakoś.
-Richardzie Freitag!
Ukrywasz coś! - wykrzyknął przez telefon blondyn. - To ma coś
wspólnego z twoją nową sąsiadką?!
Oszalał? Dlaczego Sev
zawsze musiał się doszukiwać drugiego dna we wszystkim co
usłyszał? Wyjazd godzinę później oznaczał godzinę mniej nudy w
hotelu, jako że na jutrzejszy wieczór nie mieli zaplanowanych
żadnych zajęć. Oczywiście, mogli by pójść do klubu, ale na to
Richard nie miał specjalnej ochoty.
-Moją sąsiadkę to będę
musiał iść dzisiaj przeprosić – poinformował niechętnie
Freitag.
-Ja pierdole. Co już
odwaliłeś?!
-Nie ja! Teddy!
-Teddy? - zdziwił się
Freund. - Nie ogarniam.
A to ci niespodzianka.
-Teddy w nocy zaczął
szaleć, więc myślałem, że chce siku czy coś – zaczął swoją
opowieść Richard. - Wypuściłem go na dwór, a ten pierwsze co to
dzida do domu Mayki.
-Wkurzyła się?
-O dziwo nie. Ale i tak
uważam, że powinienem przeprosić. Jakby nie było musiała
przenocować tego szaleńca.
-Teddy u niej spał?! -
wrzasnął Sev.
-No mówię przecież –
westchnął Freitag.
-Twój pies zaliczył nockę
u tej panny wcześniej niż ty – zarechotał blondyn.
Richard zacisnął mocniej
zęby.
-Coś jeszcze?
-Nie, nie – śmiał się
dalej Freund. - Kup jakieś wino i idź do niej. Może i tobie się
poszczęści!
-Kretyn – mruknął
Richard i wcisnął czerwoną słuchawkę cały czas słysząc rechot
kumpla.
Mieszkała w stanie surowym,
ale wrodzone lenistwo nie pozwalało jej na ruszenie tyłka z kanapy
i poskręcanie kolejnych mebli. Była kanapa, był stolik, był
telewizor. Aktualnie nie potrzebowała niczego więcej. Wczoraj
próbowała rozpakować chociaż kilka kartonów, które rano
przywiozła ekipa od przeprowadzek, ale natrafiła na paczkę z
pucharami i medalami i momentalnie uleciała z niej cała energia.
Jednym ruchem nogi wsunęła karton do skrytki pod schodami i szybko
zajęła się czym innym.
Ale wizja tego kartonu
wracała. Bo z nią wracało mnóstwo wspomnień. Teoretycznie
puchary oznaczają zwycięstwa, czyli szczęśliwe wspomnienia. Ale
Maya zamiast wygranej pamiętała niesamowite poświęcenie, jakim
musiała okupić to zwycięstwo. Wszystkie gorzkie słowa, które
usłyszała, każde szyderstwo które musiała przyjąć, aż w końcu
sytuację, którą zajęła się policja, a ona sama dla
bezpieczeństwa została zmuszona do powrotu do kraju.
Z rozmyślań wyrwał ją
dzwonek do drzwi. Weszła do przedpokoju niepewnie, ale wtedy przez
szybę wokół drzwi zauważyła wysportowaną sylwetkę dość
wysokiego chłopaka i odetchnęła z ulgą.
-Tym razem ubrany – udała
zawiedzioną, kiedy otworzyła drzwi.
Richard uśmiechnął się
łobuzersko.
-Za to z winem! -
poinformował unosząc lekko rękę, w której trzymał butelkę.
-Przekonałeś mnie –
prychnęła i otworzyła szerzej drzwi umożliwiając chłopakowi
wejście do środka. - Usiądź sobie – wskazała na kanapę w
salonie.
-Widzę, że postawiłaś na
minimalizm – zironizował Freitag rozglądając się dookoła.
-Arrasy na ściany dopiero
wczoraj zamówiłam, będą w przyszłym tygodniu – odkrzyknęła z
kuchni. - Ej, nie mam kieliszków! To
znaczy mam, ale nie wiem gdzie!
-Prawdziwa Niemka –
zaśmiał się Richard, kiedy Maya kilka sekund później wkroczyła
do salonu z dwoma wysokimi kuflami.
-Możesz wyciągnąć
człowieka z Bawarii, ale nie Bawarię z człowieka – uśmiechnęła
się lekko dziewczyna i zaczęła rozlewać wino.
-Jesteś stąd? - zdziwił
się chłopak.
Kiwnęła potakująco głową
i wzięła łyka wina.
-I cały czas tu mieszkałaś?
-Nie – mruknęła
niepewnie. - Kilka lat mieszkałam w Anglii. Studiowałam – rzuciła
na koniec chcąc uciąć rozmowę na ten temat.
Richard spojrzał na
dziewczynę podejrzliwie, ale ona nieobecnym i smutnym wzrokiem
wpatrywała się w ciesz w swoim kuflu. Po chwili podniosła
naczynie, wzięła potężnego łyka, a zaraz potem przeniosła wzrok
na bruneta.
-A ty? Studiujesz?
-Chciałem – wzruszył
ramionami chłopak – ale trochę nie mam na to czasu.
-Sportowiec – prychnęła
Maya.
-To nie było zbyt miłe –
zauważył Richi.
-Życie nie jest miłe –
uśmiechnęła się smutno dziewczyna.
-Dlaczego masz takie złe
zdanie o sportowcach?
Maya znowu podniosła kufel
i wzięła kolejny, spory łyk. Przez dłuższą chwilę milczała,
zastanawiając się czy powiedzieć mu prawdę. Nie całą
oczywiście, ale chociaż część. Czy przyznać się do tego jakim
wrakiem człowieka była i czy pogrążyć się jeszcze bardziej
dodając, że sama jest sobie w głównej mierze winna.
-Bo sama kiedyś jednym
byłam – oznajmiła w końcu wpatrując się twardym wzrokiem w
oczy Richarda. - I wiem, że przychodzi czas kiedy wydaje się, że
masz cały świat u stóp. Liczy się tylko kolejny medal, kolejna
wygrana. Nie zwracasz uwagi na to ile trenujesz, nie zwracasz uwagi
jak cię traktuje twój zespół, nie zwracasz uwagi czy cię szanują
– po policzkach dziewczyny popłynęły łzy, a po jej
zaczerwienionej twarzy było widać, że zaczął przez nią
przemawiać alkohol. - A potem budzisz się pewnego ranka i okazuje
się, że spadłeś na samo dno. I twoja samoocena jest równa zeru,
twoje ciało jest wykończone, a twoja psychika rozbita na tysiące
kawałków.
Freitag przez cały monolog
przypatrywał się jej z lekko otwartymi ustami. Nie spodziewał się
takiego zachowania i takich wyznać po ich nocnej rozmowie. Mało
tego! Nie spodziewał się tego po tym jak żartowali tuż po jego
wejściu do domu.
Wszystko wskazywało na to,
że poruszył delikatny temat. Był jednak strasznie zdziwiony, że
Maya, która sprawiała wrażenie bardzo silnej dziewczyny,
postanowiła mu to wszystko powiedzieć i okazać słabość.
-Jest coś, co chciałabyś
mi opowiedzieć? - spytał po chwili cicho.
-Pewnie, że jest –
wzruszyła ramionami i znowu wzięła łyka wina. - Nie robiłabym
przecież z siebie idiotki na darmo. Ale nie jestem jeszcze gotowa,
żeby z kimkolwiek o tym rozmawiać.
Oparła głowę o ścianę i
zamknęła oczy.
-Może chcesz pójść spać?
- zaproponował Richard.
-Poprosiłabym – mruknęła
dziewczyna wyciągając ręce w jego stronę, dając do zrozumienia
żeby ją zaniósł.
Chłopak pokręcił z
rozbawieniem głową i bez trudu ją podniósł. Była lekka. Za
lekka. Doskonale wiedział, że ma niedowagę, bo wiedział ile siły
potrzebuje żeby podnieść swoją siostrę, która balansowała na
granica prawidłowej wagi, a niedowagi. Selina była zauważalnie
cięższa.
'… twoje ciało jest
wykończone...'. Nie wróciła ze studiów. Wróciła bo upadła,
albo uciekła. Doskonale było to widać bo jej ciele i po jej
psychice. W ciągu półtorej minuty z radosnej dziewczyny zamieniła
się w kłębek nerwów. Nawet się nie pokłócili! On po prostu
zaczął temat sportu...
Odłożył Mayę na łóżko
i przykrył kocem. Przez chwilę stał i patrzył na nią z
mieszaniną troski i smutku w oczach. W końcu wyłączył światło
i wyszedł na korytarz przymykając za sobą drzwi. Zbiegł po
schodkach na dół i w przedpokoju znalazł klucze. Otworzył drzwi
wejściowe i spotkał się w nich z Teddy'm.
-Pilnuj jej – mruknął do
psa wpuszczając go do środka. Zakluczył oba zamki i ruszył do
swojego domu pakować się na zawody. Na zawody, na które właśnie
stracił jakąkolwiek ochotę.
Do zoba po (na?) LGP! <3
Z.